sobota, 21 kwietnia 2018

Jesienna miłość

Na zakręcie

W pracy chaos. Padł na nas blady strach, bo jest kontrola MZC. Niemalże każdy z nas dostał wydruki, by wyjaśnić po co wchodziliśmy w danego podatnika i przeglądaliśmy jego informacje. Śmiać mi się chciało, gdy na wydruku zobaczyłam datę 31 maja 2017 r. wraz z dokładną godziną, bo ja nie pamiętam co robiłam tydzień temu, a co dopiero blisko rok temu. Po chwili okazało się, że wszystkie nazwiska, które są na wydrukach, to nasi pracownicy. Ja na szczęście na liście miałam tylko dwa nazwiska, ale co niektórzy mieli drobnym maczkiem zapełnioną kartkę formatu A4. Jednak i mnie to trochę nerwów kosztowało, bo o ile jedno nazwisko udało mi się szybko wyjaśnić, bo odpowiadałam na zapytanie z WBA, to z drugim nie miałam żadnego punktu zaczepienia. Owszem były w systemie jakieś czynności, ale nie pokrywały mi się z datą kiedy podglądałam podatnika. Za cholerę nie pamiętam czy ktoś u mnie był informacyjnie, czy może ktoś z urzędu prosił o udzielenie informacji. Nie wiem. Jedno jest pewne - nie kierowała mną ciekawość, bo nazwisko delikwenta nic mi nie mówi i nawet nie znam tej osoby. Dlatego w wyjaśnieniu nieco improwizowałam, że moje czynności związane były z "udzieleniem informacji zgodnie z procedurami i moimi uprawnieniami". W piśmie nawet podgybałam co konkretnie mogłam sprawdzać. Załączyłam różne kserokopie dokumentów złożonych w urzędzie dot. tej osoby i oddałam Naczelnikowi. W odpowiedzi na moje wypociny usłyszałam, że w przypadku mojej osoby weryfikacja przez kontrolę powinna przejść gładko i ma nadzieję, że wszyscy będą mieli takie wyjaśnienia jak moje. Nie ukrywam, że odetchnęłam z ulgą.
Najśmieszniejsze jest to, że całe to zamieszanie rozpoczęło się w USŚ. Przynajmniej tak głoszą urzędowe plotki. Podobno ktoś w tamtym urzędzie pobrał dane jakiegoś pracownika i na ich podstawie założył profil na Facebooku, podszywając się pod tę osobę. Sprawa wyszła na jaw, bo delikwent pisał z ludźmi z urzędu. Niezłe trzeba mieć bagno w głowie by robić coś takiego. I przez jedną łajzę, tacy jak ja, czyli zupełnie niewinni i nieświadomi, muszą się denerwować i spowiadać przed jakąś komisją. Mam tylko nadzieję, że na tym się u nas sprawa zakończy. 

Anioł stróż

Moja teściowa to specyficzna osoba. Trochę sobie dziś porozmawiałyśmy, bo akurat paliłam na tarasie kiedy wyszła na ogród. Jest sporo młodsza od mojej mamy, a po zrobieniu kilku kroków musi przystanąć i się czegoś złapać by odpocząć. Tłumaczy się, że boli ją ręką i przez to całkowicie się zasiedziała. R. nawet twierdzi, że zanikają jej mięśnie, bo absolutnie nic nie robi. Ogranicza się do zrobienia kilku kroków po ogrodzie. Na wszystko narzeka, u wszystkich widzi wady, wyzywa na R., że jest niezorganizowany i leń, a mi się ciśnienie na usta pytanie - ciekawe po kim to ma? Ale ja nie chcę mieć z nią wojny więc jestem miła i grzeczna, a swoje myślę. Na szczęście od dłuższej konwersacji z teściową uratował mnie R., bo wrócił z pracy i pojechaliśmy na zakupy, gdyż pożyczył auto od kolegi, bo naszym nadal nie możemy jeździć. 
Niedługo idziemy na urodzinki K. więc musiałam rozejrzeć się za prezentem i w coś ubrać R. Prezentu co prawda nie kupiliśmy, ale coś już wstępnie sobie upatrzyłam. Ale za to R. ubrałam w śliczną granatową koszulę i w nowe buty sportowe. Niestety spodnie były bardzo drogie więc póki co nowych nie ma. Muszę jednak przyznać, że w tej koszuli wygląda męsko i mega seksownie. Więc mimo wydanych 110 złotych stwierdzam, że zakupy były udane. 
Do domu wróciliśmy dość późno, ale R. miał ochotę na małe co nieco więc mimo zmęczenia poszliśmy do łóżka. Kochaliśmy się do 1:00 w nocy i trochę mi głupio, bo nad nami nocuje ciocia S., a ja do cichych nie należę. Na dodatek, jak na złość, narożnik zaczął nam strasznie skrzypieć. Niby seks rzecz ludzka, ale jednak nieco to niezręczne. Nawet R. się śmiał, że ciocia niezły miała dziś koncert do wysłuchiwania. Super...