czwartek, 19 kwietnia 2018

Nowe życie. Nowy początek. Wokini

Osobista droga do szczęścia i rozumienia siebie

Życie z R. przestaje przypominać bajkę. Chyba powoli spadają mi klapki z oczu i to co wydawało mi się słodką nieporadnością, zaczyna mnie zwyczajnie denerwować. Możliwe, że jestem też nieco zmęczona. Zanim związałam się z R., to nie wiedziałam co to pranie, sprzątanie, gotowanie. Obowiązki domowe mnie nie dotyczyły. A teraz dom jest na mojej głowie, a pomoc R. jest prawie żadna. Tylko dokłada mi zmartwień i ostatnio traktuje mnie jak swój prywatny bankomat, a sam niewiele dokłada się do życia. A ja niestety kokosów nie zarabiam i pensja rozchodzi się w ciągu dwóch tygodni od wypłaty. Ledwo ciągnę i już od jakiegoś czasu podbieram pieniądze z mojej oszczędnościówki. Muszę R. nieco wstrząsnąć, bo ma syndrom Piotrusia Pana. Taki duży chłopiec żyjący w Nibylandii, który nie pamięta o zapłaceniu rachunków, wydaje majątek na duperele i na samochód, marzy o domu pełnym zwierząt i o dalekich podróżach, a jednocześnie chce zrobić kapitalny remont, ale nie ma grosza przy duszy. 
Stopień mojego wkurwienia sięgnął zenitu już wczoraj wieczorem, gdy to obwieścił mi, że zapomniał zapłacić OC i od kilku dni jeździmy bez ubezpieczenia. Dlatego postanowił zmienić nasze dzisiejsze plany, bo z wiadomych przyczyn jazda autem to igranie z losem.
Tak też dziś do pracy mieliśmy jechać razem autobusem, ale pobudka o 5:50 sprawiła, że R. spytał się tylko mnie czy mogę jechać sama, a on zamiast na 8:00, pojedzie do pracy na 10:00. Tylko co mi do tego? To raczej pytanie do jego pracodawcy, a nie do mnie. Ja już nawet nie dbam czy dostanie kolejną naganę za spóźnienie. Jego problem. Ale z drugiej strony, to nasze wspólne życie więc około 9:00 postanowiłam go obudzić, by jakoś zdążył na 10:00. Niby już nie spał jak go budziłam, ale chwilę później dostałam od niego wiadomość:
- Widziałaś moje klucze?
Miałam ochotę odpowiedzieć, że tak, szły ulicą...
Okazało się, że wczoraj zostawił i klucze i cały plecak u brata na górze. Kiedyś to głowy zapomni więc przypomniałam mu, że w lodówce ma kanapki do pracy, bo zdarza mu się zapomnieć. Po kilku minutach dostałam kolejne wiadomości:
- Mam dobrą i złą wiadomość. [...] Może zacznę od tej dobrej. Nie musisz mi robić kanapek na jutro. A ta zła - nie zabrałem kanapek.
Ręce i cycki mi opadły. I co mi po jego zapewnieniach, że mnie kocha, skoro zupełnie nie szanuje mojej pracy. Stoję wieczorem, produkuję te kanapki, a on zwyczajnie o nich zapomina. Jak się wkurwię, to sam sobie będzie jedzenie do pracy szykował. Dała Bozia rączki?!

Pamiętnik

Ja to jednak nie potrafię się długo gniewać na R. Stopniowo w ciągu dnia zaczynało że mnie schodzić ciśnienie. Po pracy pojechałam do rodziców i kryłam R. Na pytanie rodziców, czy po mnie przyjedzie, powiedziałam, że jedzie przerejestrować auto i zrobić wszystkie opłaty więc nie da rady. A tak naprawdę głównym powodem mojej wizyty u nich była konieczność zabrania z domu mojej koperty z oszczędnościami byśmy mieli za co opłacić OC. Poza tym podrzuciłam mamie do przeszycia bluzę R., bo rozdarł przy kieszeni oraz zabrałam z piwnicy towar, który sprzedał się na OLX. Wystawiam wszystko co wpada mi w ręce byleby zdobyć jakiś grosz.
Wizyta u rodziców zaowocowała mięsem z grilla dla R. na obiad więc przynajmniej po powrocie do domu nie musiałam stać przy garach.
Jak tylko R. wrócił z pracy, to się nawzajem przytuliliśmy i zaczęliśmy się przepraszać. On za to, że co chwilę odwala jakieś głupoty, a ja, że tak nerwowo zareagowałam. Powiedziałam mu też, że przez cały dzień kołatały mi po głowie różne myśli i ogarnęły mnie wątpliwości czy to wszystko nie dzieje się za szybko. W końcu znamy się pięć i pół miesiąca, a już razem mieszkamy i planujemy wspólne życie. Ale ostatecznie upewniłam się, że go kocham i co by się nie działo, to razem damy radę.
Dzień zakończyliśmy bardzo udanym seksem, mimo że mam jeszcze okres. Na szczęście już ze mnie nie ciekło, jedynie lekko plamiłam, a oboje tego chcieliśmy i potrzebowaliśmy. Znowu jest między nami dobrze.

List w butelce

Zapomniałam dodać, że podczas wizyty u rodziców sporo się działo.
Po pierwsze czekało na mnie zaproszenie na ślub i wesele do D. i P. Strasznie mi się smutno zrobiło z tego powodu, bo jest 365 dni w roku, a D. - moja możnaby powiedzieć przyjaciółka, musi brać ślub akurat w ten sam dzień co brat R. - T. R. nawet jeszcze raz dopytywał brata czy na pewno ten ślub będzie w tym dniu, bo wie, że chciałabym być i tu i tu, a to niemożliwe. Nie pozostaje mi nic innego jak wysłać jej prezent i życzenia kurierem.
Po drugie z wujem K. jest bardzo źle i ciocia D. rozważa opcję by oddać go do hospicjum. Nawet widziałam przez okno samochód z hospicjum. Wuja jest teraz zupełnie innym człowiekiem, wyzywa pielęgniarkę, gryzie i bije ciocię, robi pod siebie, jest agresywny, nie jest w stanie się samodzielnie poruszyć ani nawet odwrócić z boku na bok. Mój tata trochę cioci pomaga, jak trzeba wuja podnieść bądź przenieść, ale ciocia już zwyczajnie nie daje sobie rady i zapadła decyzja, że jeśli stan wuja się nie poprawi, to za kilka dni go zabierają do hospicjum.
Po trzecie, w związku z poszukiwaniem zwierzątek do naszego domu, tata zadzwonił do J., bo tam zawsze było mnóstwo psów i kotów, które rozmnażają się jak króliki. Jak to na wiosce. Ale niestety, ciocia H. ma owszem dwa owczarki niemieckie, parkę, ale od trzech lat są razem w kojcu i nic. Małych piesków brak, najwidoczniej nie mają się ku sobie. I na dodatek oba psy są bardzo cięte na koty i w promieniu kilku kilometrów kotów zwyczajnie nie ma. Jak pech to pech.

5 komentarzy:

  1. chcialabym odwiedzic Twoje miasto bo slyszalam duzo dobrego

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda, że piesków nie ma ani kociaka.
    Sama mam tak,że nie umiem się długo gniewać na kogoś kogo lubię.
    Nie można jednak pozwolić na pewne bo potem mogą być z tego nieporozumienia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Póki co poddaliśmy się jeśli chodzi o szukanie zwierzaka. Ja się poddaję.

      Pewnie, że na wszystko nie można pozwolić, ale lepiej ze sobą rozmawiać aniżeli się bez sensu dąsać

      Usuń
  3. Może karteczki przypominajki ponaklejane na lodówkę coś pomogą? Każdy coś je, więc szansa, że na to spojrzy jest.
    A co do ślubu to nie możecie pójśc na dwa? Może są w innych godzinach?

    OdpowiedzUsuń